
Decyzja Rafała Trzaskowskiego o usunięciu symboli religijnych z warszawskich urzędów może być symbolem wiarygodności Platformy wobec progresywnego elektoratu jako tej, która chce realizować obietnice, ale na poziomie sejmowym jest blokowana przez koalicjantów, głównie Trzecią Drogę, czego przykładem są związki partnerskie czy prawo aborcyjne. To, co na poziomie stolicy jest możliwe, bo rządzi nią jeden z czołowych polityków Platformy, w skali całego kraju spotyka się z blokadą partnerów koalicyjnych.
Inna sprawa, czy w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich Trzaskowski nie podkłada się prawicy, która zyskuje ,,ciosowe” argumenty o niszczeniu polskiej kultury i religii chrześcijańskiej na modłę laickiego Zachodu. I choć na poziomie stolicy raczej nie stanowiłoby to problemu, to w kontekście całej Polski może nie pomagać. Mimo laicyzacji społeczeństwa, wciąż jest duże przywiązanie do tradycji, rytuałów i symboli religijnych jako fundamentów świata postchrześcijańskiego, widocznych nie tylko na prowincji.
Z drugiej strony wyborcy, na szczęcie polityków, mają krótką pamięć i to, co wzbudza kontrowersje dzisiaj, jutro może nie mieć żadnego znaczenia. Choć sztabowcy PiS-u zapewne nie omieszkają o tym wspomnieć w przyszłorocznej kampanii wyborczej.
Rozdział Kościoła od państwa jest zapisany w Konstytucji, ale co innego litera prawa, a co innego praktyka. W większości urzędów i miejsc publicznych w Polsce na ścianach wiszą krzyże, symbole religii chrześcijańskiej. Co prawda powinny to być miejsca pozbawione jakichkolwiek symboli, ale z drugiej strony stosunkowo niedawno mieliśmy do czynienia z brawurowym gaszeniem świecznika żydowskiego przez Grzegorza Brauna w holu sejmowym, co wzburzyło wówczas także tych, którzy teraz opowiadają się za usunięciem krzyży z urzędów. Niestety wygląda to na pewnego rodzaju hipokryzję.
Czy krzyż na ścianie w ratuszu uniemożliwia załatwienie spraw osobom niewierzącym? Albo czy paląca się chanukija blokuje ateistycznych posłów w Sejmie, tak że nie są w stanie głosować? Raczej nie. Czy jest to rodzaj literalnego nie przestrzegania Konstytucji o rozdziale Kościoła od państwa? Zapewne tak. Choć tutaj należy wspomnieć, że rozdział działa, tylko że w jedną stronę, bo przecież w budynkach sakralnych nie spotykamy się z symbolami administracji państwowej.
Polska jest krajem chrześcijańskim, a Kościół niejednokrotnie odegrał znaczącą role w historii naszego państwa, dlatego też należy mu się szacunek. Z tego też powodu mnogość miejsc kultu, świątyni i budowli sakralnych w naszym kraju. Jak dotychczas nikt nie zamierza ich burzyć, ani przejmować. To, co leży na wokandzie to oddzielenia religii od państwa, czego przykładem ma być usunięcie krzyży z miejsc administracji publicznej. Z tym że jak na razie nie na terytorium całej Polski, tylko w stolicy, mieście coraz bardziej zlaicyzowanym, ale też zróżnicowanym pod względem wyznaniowym, stąd i oburzenie pewnie wymagałoby ostudzenia. Przynajmniej do wyborów prezydenckich, choć ewentualna wygrana Trzaskowskiego też nie musi zwiastować zmian w tym zakresie. A nawet jeżeli, to nie jest to na pewno walka z religią chrześcijańską, jak chciałby to widzieć prawicowy komentariat, bo symboli religijnych w ogóle nie powinno tam być.